Nowy Jork to moje drugie miasto
23 czerwca 2025
Małgorzata Maria Potocka – aktorka, reżyserka, producentka filmowa, fotografka. W 1978 roku uzyskała dyplom Wydziału Aktorskiego a w 1981 Reżyserskiego w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. W 2019 na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej otrzymała stopień doktora sztuk filmowych i teatralnych. Od 2019 jest dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Z artystką rozmawiamy przy okazji wizyty w Nowym Jorku gdzie, jako gość specjalny, uczestniczyła w pokazie filmu Andrzeja Wajdy „Wszystko na sprzedaż” podczas The New York Polish Film Festival.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z aktorstwem i jak trafiłaś na plan filmu „Wszystko na sprzedaż”?
Pochodzę z rodziny filmowców. Mój Tata był scenografem, a Mama reżyserką filmów dokumentalnych. W moim rodzinnym domu bywało wielu aktorów, reżyserów. Przychodził Zbyszek Cybulski, Andrzej Wajda, Elżbieta Czyżewska i wielu innych doskonałych artystów. Mój Tata przyjaźnił się bardzo z Beatą Tyszkiewicz. Któregoś razu poszliśmy razem na kolację i ona zapytała mnie kim chcę być. Bez wahania odpowiedziałam: aktorką. Wtedy właśnie Andrzej Wajda zaprosił mnie na zdjęcia próbne. Byłam bardzo przejęta. Do dziś pamiętam każdy moment, każdą chwilkę. Wajda spojrzał na mnie i powiedział: Ona i już. I choć debiutowałam w filmie „Awantura o Basię”, mając sześć lat, to tak zaczęła się moja poważna kariera aktorska.

Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pracy nad filmem?
Film kręcono w 1968 roku. Był to rok niesłychanie ważnych wydarzeń politycznych. Ja byłam bardzo młoda, miałam tylko piętnaście lat i wielu rzeczy nie rozumiałam. Pamiętam, że bezpieka nakazała Elżbiecie Czyżewskiej, aktorce, która w filmie grała główną rolę, opuścić Polskę. Powiedzieli Andrzejowi Wajdzie, że ma tylko trzy dni aby dokręcić wszystkie sceny, w których występuje. Albo jak jechaliśmy naszą Nyską przez Warszawę na plan i w pewnym momencie Daniel Olbrychski wysiadł z samochodu zobaczyć, co dzieje się na ulicy i za chwilę wrócił, pobity. Byłam przerażona, bo na twarzy miał krew. I to właśnie najbardziej pamiętam, te ogromne napięcia towarzyszące powstawaniu filmu.
Czy często bywasz w Nowym Jorku? Może łączą Cię z tym miastem jakieś zawodowe projekty? A może sprawy prywatne?
Do Nowego Jorku przylatuję od wielu lat. W 1986 roku otrzymałam stypendium dane przez Whitney Museum i Millennium Film Workshop. Mieszkałam wtedy na narożniku 3 Avenue i Bowery Street i uczestniczyłam w najwybitniejszych wydarzeniach artystycznych, jakie wtedy się działy. Wokół mnie mieszkali wspaniali artyści z całego świata, jak choćby Philip Glass, doskonały amerykański kompozytor. W Millenium Workshop pokazywałam swoje filmy. Podczas kolacji w studiu Joan Jonas przyszła również Yoko Ono ze zgrzewką piwa. Bywał tam również Nam June Paik, Richard Serra i wielu innych. Czułam się częścią tego miasta, częścią nowej sztuki, która się wtedy rodziła. Wróciłam jednak do Polski, bo czekał na mnie mąż, Józek Robakowski i córka Matylda. Mogę powiedzieć, że Nowy Jork to jest właściwie moje drugie miasto, takie moje drugie życie. Przylatuję tu, jak mogę najczęściej. I za każdym razem biegnę do Metropolitan Museum, do MoMy, do Guggenheima. Mam tu również wielu wspaniałych przyjaciół. Związana jestem z Nowym Jorkiem i prywatnie i służbowo. Przez siedem lat produkowałam filmy dla Ted Turner TV. Mieszka tu również moja córka, Weronika Ciechowska i moje wnuki. Staram się więc, w miarę możliwości, spędzać jak najwięcej czasu z nią i jej rodziną.

A czy obecnie realizujesz tu jakieś zawodowe projekty?
Tak. Ostatnio, kilka miesięcy temu, produkowałam w teatrze „La MaMa” przedstawienie „Ślub” Witolda Gombrowicza, na który zbierałam przez bardzo długi czas środki finansowe. Ale udało się. Scenografią zajął się Michał Dracz, kostiumami Krystian Szymczak, spektakl reżyserowała Turczynka, Zishan Ugurlu. To było naprawdę wielkie wydarzenie artystyczne. Jak już wspominałam, spektakl był grany w teatrze „La MaMa Experimental Theatre Club”’ przy 66 E 4th Street, a potem przyjechał do nas, do Teatru Powszechnego w Radomiu na Festiwal Gombrowiczowski. Teatru, w którym jestem dyrektorem naczelnym i artystycznym. Będąc tu, zawsze spotykam się z ludźmi i pojawiają się nowe pomysły, nowe możliwości. W tym roku obchodzimy Rok Wajdy, więc zobaczymy, co może się z tego urodzić.
Grasz teraz w Polsce w bardzo popularnym serialu pt. „Gang zielonej rękawiczki” Tadeusza Śliwy. Czy dobrze się bawisz podczas kręcenia kolejnych odcinków no i czy przewidziany jest kolejny sezon?
Zacznę od końca. Bardzo żałuję, że nie robimy następnego sezonu, bo ten serial naprawdę stał się bardzo popularny. Nie ma innych seriali, w których grają dojrzali, sławni polscy aktorzy. Wiem, że serial oglądany był nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Miałam ostatnio wielką przyjemność, ponieważ, jadąc z córką Weroniką metrem w Nowym Jorku, zaczepiła mnie młoda, czarnoskóra dziewczyna i powiedziała: To Ty! Widziałam Cię w serialu „Green Glove Gang”! To było bardzo miłe. Weronika powiedziała do mnie wtedy: Popatrz Mamo, jesteś światową aktorką a nie tylko polską!
Jak znajdujesz czas na wszystkie przedsięwzięcia, w które się angażujesz? Jest tego tak dużo!
Powiem tak: to jest bardzo trudne. Jestem osobą, która działa na wielu płaszczyznach. Jestem, między innymi, dyrektorką teatru w Radomiu. Co prawda kadencja kończy się tego lata i nie wiadomo, co będzie dalej, nie mniej jednak, chcę powiedzieć, że ludzie nie zdają sobie sprawy, co to jest za funkcja. Przecież to odpowiedzialność za wielu ludzi, za wielkie pieniądze, za program artystyczny. Za kilka dni mam premierę sztuki „Śmierć komiwojażera” w reżyserii Radosława Rychcika. Bardzo to przeżywam. Oprócz tego przygotowuję obecnie wystawę fotograficzną w Łodzi i wystawę rzeźb w Orońsku i oczywiście, już dziś, wszystkich, którzy będą mogli przyjechać, zapraszam na wernisaż, który odbędzie się 6 września. A czas? Czas musi się znaleźć.

Wraz z Krystyną Pytlakowską napisałaś książkę „Obywatel i Małgorzata”. Czy chciałaś w ten sposób opowiedzieć prawdę o Waszym życiu z Grzegorzem Ciechowskim? Byliście 10 lat w związku, macie wspaniałą córkę, Weronikę ale rozstawaliście się w atmosferze skandalu…
Książka była z pewnością wynikiem ciekawości ludzi. Krysia Pytlakowska zaproponowała mi najpierw wywiad. Ja jednak chciałam dołączyć do tego fragmenty swojego dziennika, który, nota bene, piszę codziennie od czternastego roku życia. Nie wiem czy to był do końca dobry pomysł. W każdym razie książka powstała. Wzbudziła oczywiście wiele kontrowersji. Ludzie, jak to w Polsce, podzielili się na dwie grupy. Można powiedzieć, cały bukiet emocji. Moi fani, którzy mnie uwielbiają kontra hejterzy. Przy okazji żona Grzegorza, Anna Wędrowska, obecnie Skrobiszewska oraz jej rodzina, zerwała wszystkie kontakty z moją córką, Weroniką. Jest bardzo smutne, idiotyczne i świadczy chyba o potwornych kompleksach, bo rodzina jest rodziną i nie rozumiem dlaczego Weronika miałaby ponieść jakąkolwiek karę za coś, na co kompletnie nie miała wpływu. W książce nie wszystko zostało opisane bo przecież NIE wszystko jest na sprzedaż, ale chciałam, żeby moje córki wiedziały o tym, jaki to był etap i czas w naszym życiu.
Oprócz aktorstwa, jedną z wielu Twoich pasji jest fotografia. Kiedy rozpoczęłaś przygodę z aparatem fotograficznym i gdzie można oglądać Twoje prace?
Druga część mojej osoby to artystka wizualna. W 2019 roku zrobiłam nawet doktorat ze sztuk audiowizualnych. Kiedy miałam czternaście lat, Tata kupił mi pierwszy aparat fotograficzny, marki Zenit. I to on zorganizował moją pierwszą wystawę w Domu Kultury w Polanicy. Było to dla mnie wielkie przeżycie i wtedy zrozumiałam, że artysta robi coś dla ludzi. Że chce, żeby oni przyszli i te prace zobaczyli. Następuje wtedy nieprawdopodobna wymiana energii, taka korespondencja po dwóch stronach. Poczułam wtedy dogłębnie, że chcę prowadzić z widzem dialog, że to moje przeznaczenie. Pod koniec lat siedemdziesiątych zaczęłam robić video art. Od tego czasu zajmuję się fotografią. I właśnie teraz, z tych fotografii powstały wielkie rzeźby, które, jak już wspominałam, zostaną pokazane we wrześniu w Orońsku, a w Łodzi, pod koniec września zobaczyć będzie można cykl moich fotografii – spotkań nowojorskich z wielkimi artystami, z którymi wtedy, można powiedzieć, współżyłam w pewien sposób. Pragnę zaznaczyć, że te, jak i poprzednie wystawy, odbyły się dzięki wielkiemu zaangażowaniu mojej kuratorki, Mariki Kuźmicz, której bardzo dziękuję za wspaniałą współpracę.
Na zakończenie naszej rozmowy zapytam: czego Ci życzyć? Swoim bogatym życiorysem mogłabyś obdzielić kilka osób. Czy masz jeszcze jakieś niespełnione marzenia
Artysta ma zawsze wiele niespełnionych marzeń. Chce więcej wystaw, chce wrócić do kina i zagrać więcej wspaniałych ról. Chciałabym znów robić filmy o sztuce, filmy z artystami. Robiłam to dawno temu i myślę, że teraz jest dobry czas, aby do tego wrócić, tak, jak wraca się do czegoś, co jest wartością i pasją. Fotografia, film, rzeźba zostają, a teatr jest bardzo ulotny i mam wrażeniem, że po spektaklu teatralnym nie zostaje nic.
Bardzo serdecznie dziękuję za wspaniałą rozmowę. Mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce w Nowym Jorku. Może przy okazji wystawy fotograficznej, a może promocji Twojej książki…
Zobaczymy. Wszystko jest możliwe. Również bardzo dziękuję.
Autor:
Ella Wojczak
Polish Theatre Institute in the USA
Autor zdjęcia 1: Marta Jonik
Autor zdjęcia 2: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Artykuł Nowy Jork to moje drugie miasto pochodzi z serwisu Nowy Dziennik.
czytaj cały artykuł...