Gotowy jestem do działania w pierwszym dniu po wyborach
24 czerwca 2025
Mimo nie polskiego pochodzenia, Phil Wong jest bardzo dobrze zaznajomiony z polską społecznością na Queensie. W tegorocznych prawyborach demokratycznych, ubiega się o stanowisko radnego z Dystryktu 30., który obejmuje m.in. Ridgewood, Maspeth, Middle Village i okoliczne dzielnice licznie zamieszkałe przez Polonię.
Pracuje pan w biurze obecnego radnego Roberta Holdena, któremu kończy się druga i ostatnia kadencja. On jest doskonale znany i szanowany w społeczności polonijnej w Dystrykcie 30. Czy planuje pan kontynuować jego politykę?
Bardzo szanuję radnego Roberta Holdena. Poznałem go lata temu, gdy braliśmy udział w protestach przeciwko schroniskom dla bezdomnych na Maspeth w Holiday Express Inn i na Elmhurst w hotelu Pan American. Zanim został radnym, Holden przez 30 lat działał w radzie dzielnicowej, przez 25 lat był prezesem Juniper Park Civic Association. Był bardzo zaangażowany w lokalną społeczność. Robert Holden wydaje wszystkie fundusze na potrzeby swojego dystryktu i jego mieszkańców. To bardzo ważne.
Pracując jako dyrektor budżetowy w jego biurze, poznałem potrzeby naszego dystryktu. Będę się starał jak mogę, żeby jak najlepiej wykorzystać każdego dolara, którego dostaniemy z miasta, na organizacje i instytucje w naszym dystrykcie: biblioteki, szkoły, posterunki policji i straż pożarną, programy dla weteranów i seniorów.
Dwie osoby z biura Roberta Holdena ubiegają się o stanowisko radnego. Oprócz pana, z ramienia republikanów kandyduje Alicia Vaichunas. I co ciekawe, radny Holden oficjalnie udzielił poparcia każdemu z was.
Alicia i ja chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej PS 102 i tej samej Junior High nr. 73. Nie znaliśmy się w tamtym czasie.
Poznaliśmy się później, gdy oboje udzielaliśmy się w kampanii wyborczej Holdena.
Bardzo dobrze mi się z nią współpracuje. Tworzymy zgrany zespół. Rzeczywiście w wyborach listopadowych będziemy się ubiegać o to samo stanowisko, ale nie ma między nami konfliktu. Ona ma swoich sympatyków, jak mam swoich.

Czym się Pan zajmował zanim dołączył pan do zespołu radnego Holdena
Współpracowałem z kancelariami prawniczymi i tłumaczyłem na język chiński patenty, głównie technologiczne albo farmaceutyczne. To patenty uzyskane tutaj, które klienci chcieli przedstawić w Chinach, Tajwanie czy Hongkongu. Wcześniej budowałem strony internetowe i tworzyłem oprogramowania.
Radny wiedział, że znam się na zarządzaniu budżetem, więc mnie zaprosił do współpracy.
W lokalnej społeczności działa pan od ponad dziesięciu lat.
Zacząłem się angażować społecznie 12 lat temu, gdy burmistrz Bill de Blasio przekształcił hotel Pan American na Elmhurst na schronisko dla bezdomnych.
Ja mieszkam przecznicę od tego hotelu. Wprowadziło się tam 650 bezdomnych, a następnego dnia 65 ich dzieci pojawiło się w szkole, do której chodziły moje córki.
To jedna z najbardziej zatłoczonych szkół w mieście. Pojawienie się dodatkowych 65 dzieci sprawiło, że audytorium, cafeteria i sala gimnastyczna zostały adoptowane na klasy. Moja córka przez kilka miesięcy nie miała lekcji wf-u, nie mogła korzystać z audytorium ani stołówki.
Próbowaliśmy temu zaradzić. Zorientowaliśmy się, że w tym wszystkim chodzi o pieniądze. Im więcej bezdomnych będzie w hotelach, tym więcej pieniędzy hotele otrzymają z miasta. Nikomu nie zależało na tym, żeby tych ludzi umieścić w prawdziwych mieszkaniach. Natrafiliśmy na przepis, który mówi, że bezdomne rodziny mogą być umieszczone w lokalach, gdzie mają dostęp do kuchni. Zmusiliśmy miasto do zainstalowania kuchni w każdym pokoju. To zmniejszyło pojemność schroniska o 1/3. Dzięki temu poprawiliśmy warunki życia bezdomnych, ale też zmniejszyliśmy liczbę dzieci w szkole.
Tak się zaczęło moje zaangażowanie. Potem włączyłem się w protest przeciwko schronisku dla bezdomnych w Holiday Inn Express na Maspeth. Niedawno protestowaliśmy przed synagogą na Grand Avenue. Tam działał Pre-K program dla 45 dzieci. Rabin zamknął synagogę i otworzył ją jako lokum dla migrantów. Protestowaliśmy co tydzień, przez rok. W sumie 52 tygodni. W końcu odnieśliśmy sukces.
Bliskie są też panu sprawy Polonii.
Zasiadając w Community Education Council walczyłem o fundusze na polskie programy dwujęzyczne (dual Language programs) w szkołach PS 153 na Maspeth i PS 71 na Ridgewood. Wiem, że są jeszcze inne szkoły, które potrzebują funduszy na takie programy i o nie będę walczył jako radny.
Byłem na obchodach Dnia Konstytucji Polskiej w Konsulacie RP w Nowym Jorku i tam poznałem wielu Polaków z mojego dystryktu, brałem udział w organizacji Dnia Niepodległości w Ratuszu Miejskim.
Uważam, że powinniśmy promować wiedzę o wkładzie Polaków w niepodległość i rozwój Stanów Zjednoczonych. Powinniśmy uczyć dzieci o Tadeuszu Kościuszce, o Kazimierzu Pułaskim, mówić o tym, że jeden z założycieli Apple’a – Steve Woźniak – miał polskie korzenie, o tym, że papież Jan Paweł II i Maria Skłodowska Curie byli Polakami.
Powinniśmy fundować wycieczki szkolne w miejsca związane z historią, np. pod pomnik Chopina na Queensie czy na most Kościuszki.
Poza tym, nie mamy polskich restauracji na Queensie. Trzeba wspomóc ich powstanie.
Wiele polskich rodzin mieszkających w dystrykcie 30. to młode rodziny z dziećmi. Dla nich kwestie edukacji i szkolnictwa, są bardzo ważne. To z kolei priorytet w pana agendzie.
Kwestie edukacyjne to moja silna strona. Moje trzy córki chodziły do publicznych szkół. Dlatego działałem w stowarzyszeniach rodziców. Przez 4 lata zasiadałem w Community Education Council 24, przez 2 lata byłem jego prezesem.
Uważam, że my jako rodzice powinniśmy decydować, czego dzieci się uczą. Czasem przerażenie mnie bierze, jak widzę, czego dzieci są uczone w szkołach. To właściwie nie nauka, ale indoktrynacja ideologią dotyczącą gender, DEI, zaimków, ubikacji dla wszystkich. Tymczasem, dzieci są do tyłu z czytaniem i matematyką.
Burmistrz Bill de Blasio chciał zlikwidować egzaminy do liceów specjalistycznych i zastąpić je systemem loterii opartej na takich kryteriach jak rasa czy miejsce zamieszkania. To było nie do przyjęcia. Zebraliśmy fundusze, pojechaliśmy do Albany na przesłuchania i wygraliśmy. Ponownie to zrobimy, jeżeli taka będzie potrzeba.
Walczyliśmy o to, żeby ze szkół nie usuwano pracowników ochrony. Burmistrz De Blasio i jego kanclerz ds. szkolnictwa chciał ich zastąpić tzw. community safety officers. Gdy przyszedł burmistrz Eric Adams, przywrócił część szkolnych pracowników ochrony. Wciąż walczę o to, żeby wszyscy wrócili do szkół.
Jeżeli lokalne szkoły nie są bezpieczne, dzieci opuszczają system szkolny, bo rodziny wyprowadzają się do innych dzielnic: Long Island, Upstate, New Jersey. Tracimy mieszkańców, tracimy fundusze na szkolnictwo. To jest bardzo niedobre dla dzielnicy. Musimy walczyć o bezpieczeństwo i dobry poziom szkół w naszej dzielnicy.
Wiele by pan też zmienił w programie nauczania…
Szkoły nie uczą tego, co powinny. Ja się uczyłem o holokauście, Auschwitz, Treblince, Dachau. Już tego nie ma w programie. Jeżeli nie będziemy dzieciom przekazywać lekcji, wyniesionych z II wojny światowej, wejdą w życie dorosłe z brakami wiedzy i historia się powtórzy.
Musimy uczyć nasze dzieci, że nie jest właściwym za swoje problemy obwiniać małe grupy ludzi. Protestowałem przeciwko nienawiści do Żydów na Queens Blvd. Byłem też na Uniwersytecie Columbia, gdy studenci protestowali. Azjaci też są przedmiotem ataków. Musimy się temu przeciwstawiać.
Inna kwestia to średnie szkoły zawodowe, takie które uczą mechaników samochodowych, spawaczy czy hydraulików. Tych szkół już nie ma, są potrzebne, bo uczą konkretnego zawodu, zapewniającego dobre zarobki zaraz po szkole, bez konieczności pójścia na studia.
Musimy walczyć o system oceny na podstawie osiągniętych wyników (merit-based system). Burmistrz de Blasio wprowadził system zmuszający szkoły do przyjmowania określonej liczby uczniów na podstawie ich rasy i pochodzenia. W rezultacie, w imię zwiększania różnorodności, część dzieci jest pomijana i pozbawiona możliwości rozwoju. To wcale nie poprawia jakości szkolnictwa, ani nauczania.
Wydajemy ogromne sumy na edukację, ale czy robimy to we właściwy sposób? Moim zdaniem dochodzi do marnotrawstwa funduszy. Musimy te fundusze o wiele lepiej wydawać.
W radzie miasta będę chciał zasiadać w Komisji ds. Edukacji. Wiem, że w ten sposób będę miał wpływ na kształtowanie systemu edukacji w mieście.
Jest też pan przeciwny wydawaniu publicznych pieniędzy na np. alejki rowerowe, które w wielu dzielnicach miasta zabierają jezdnie i miejsca do parkowania.
Miasto narzuca, gdzie chce mieć alejki rowerowe. Nie konsultują się z mieszkańcami ani nawet z radami dzielnicowymi. Mamy na Queensie bardzo wąskie ulice, czasem za wąskie dla samochodów, nie ma na nich miejsca dla rowerów. Inne ulice są tak niebezpieczne, że nie powinno tam być rowerów. Musimy przeanalizować to, gdzie te alejki dla rowerów mają sens i gdzie będą bezpieczne i w rezultacie przeprojektować nasze ulice.
Poza tym alejki dla rowerów są nadużywane przez motocyklistów, mopedy i inne szybkie jednoślady. Często dochodzi tam do wypadków.
Problem polega na tym, że nie ma systemu kontroli nad nimi. Popieram projekt ustawy radnego Holdena, żeby każdy ebike, moped, rowerzysta miał licencję, żeby byli zarejestrowani. To się przyda w momencie wypadków.
W dzisiejszych czasach winę zrzuca się na kierowców samochodów, bo tylko oni są zarejestrowani. Każdy inny jest poza systemem.

Wielu naszych czytelników posiada budynki w Nowym Jorku, również w dystrykcie 30. Miasto niedawno zatwierdziło ustawę “City of Yes”, której jest Pan jest mocno przeciwny. Dlaczego?
Nie tylko jestem przeciwny tej ustawie, ale biorę udział w pozwie przeciwko tej ustawie, złożonym przez 110 stowarzyszeń obywatelskich w mieście. Umożliwia ona developerom kupowanie starych nieruchomości, wyburzanie ich i budowanie 15-piętrowych wieżowców. To niszczy naszą społeczność, która opiera się głównie na domkach jedno-dwu-trzy rodzinnych.
My uwielbiamy nasze trawniki, driveway’e, ogródki i spokój jaki nam dają.
Jeżeli chcielibyśmy mieszkać w 15-piętrowych wieżowcach to wyprowadzilibyśmy się na Manhattan albo Long Island City.
“City of Yes” nie ma nic wspólnego z mieszkaniami przystępnymi cenowo. Ustawa ta pozwala na wybudowanie nowych mieszkań, które wynajmowane są za 4-5 tysięcy miesięcznie. Te ceny windują ceny innych mieszkań w dzielnicy i w rezultacie ludzie uciekają do innych, tańszych rejonów.
Walczy pan też o fundusze dla policji…
Po śmierci George’a Floyda był taki trend, żeby obcinać budżety dla policji. To dotknęło również nowojorską policję (NYPD). Straciliśmy wielu policjantów. Te pieniądze nigdy nie wróciły do NYPD.
Nasz dystrykt jako pierwszy w mieście zorganizował pikietę “Support NYPD”, na którą przyszło ponad 1000 ludzi. Potem zorganizowaliśmy jeszcze jeden taki protest. Dumny jestem, że inne społeczności poszły naszym śladem i podobne pikiety odbyły się m.in. na Bayside, Brooklyn Marine Park, Bensonhurst, etc.
Miasto potrzebuje około 4000 dodatkowych funkcjonariuszy policji, którzy będą dbać o porządek w stacjach metra, centrach handlowych, parkach.
Z kim jako burmistrzem chciałbyś pracować?
W demokratycznych prawyborach nie podoba mi się żaden kandydat. Obecnie mój wybór to Curtis Śliwa w powszechnych wyborach w listopadzie.
Jako radny imigranckiego pochodzenia, czy będzie Pan bronił statusu Nowego Jorku jako miasta sanktuarium?
Status “sanctuary city” pochodzi z czasów burmistrza Edwarda Kocha. Wtedy granice były zamknięte, w przeciwieństwie do ostatnich czterech lat, kiedy to miliony ludzi wkroczyły na teren Stanów Zjednoczonych. Wielu z nich chce przyjechać do Nowego Jorku, bo to opiekuńcze miasto.
W tej sytuacji “sanctuary city” nie ma sensu. Musimy mieć referendum na ten temat, albo zmienić definicję “sanctuary city”. Nie możemy wydawać funduszy miejskich na migrantów, którzy dostają karty debetowe, jedzenie, miejsce do spania, darmową opiekę medyczną, ale którzy nie mogą pracować i angażują się w działalność przestępczą. Jedyne co możemy im zaoferować to bilet do domu w jedną stronę.
Miasto wydaje 2.2 miliarda dolarów rocznie próbując naprawić problem federalny jakim są migranci bez uregulowanego statusu imigracyjnego. Przy czym, my nie dostajemy tych pieniędzy z Waszyngtonu. Nie dostaliśmy ich za kadencji Joe Bidena i na pewno nie dostaniemy ich od Donalda Trumpa. Miasto nie ma środków, jakimi dysponuje rząd federalny. Te pieniądze pochodzą z budżetów agencji miejskich. Zabierane są bibliotekom, policji, nauczycielom.
Czemu zdecydował się pan ubiegać o stanowisko radnego?
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że jako zwykły mieszkaniec miasta najwięcej, co mogę zrobić, to brać udział w protestach. Większe szanse na wprowadzenie zmian mam będąc w radzie miasta. Jesienią ubiegłego roku radny Holden zasugerował, że powinienem spróbować ubiegać się o to stanowisko.
Pomyślałem o tym, skonsultowałem z rodziną i podjąłem decyzję.
Dlaczego wyborcy powinni na pana głosować?
Jako radny będę słuchał każdego, nawet tych osób, które się ze mną nie zgadzają. Wykorzystam te informacje od wyborców dla dobra dystryktu. Taka jest praca i misja radnego.
Wiem, że ludzie są niezadowoleni z wielu rzeczy, np. porzuconych samochodów na ulicach, Ridgewood chce mieć swój kod pocztowy, DOT instaluje kamery na ulicach bez konsultacji z mieszkańcami, agencje stanowe obcinają dotacje na programy jedzeniowe.
Pracując w biurze radnego Roberta Holdena nauczyłem się jak takie rzeczy załatwiać, do jakich agencji uderzać. Wiem jak pracować z budżetem i innymi radnymi. Angaż w biurze Holdena mnie przygotował do pracy w radzie miasta. Więc gotowy jestem do podjęcia działania w pierwszym dniu.

Autor: AS
Zdjęcia: Archiwum kandydata
Artykuł Gotowy jestem do działania w pierwszym dniu po wyborach pochodzi z serwisu Nowy Dziennik.
czytaj cały artykuł...