← menu

Newsy 24 bez cenzury

Zawsze aktualne wiadomości

23 grudnia 2024


Kowalik: Dugin a sprawa polska


Oceń

Rosyjski filozof Aleksander Dugin podsumowuje cele Zachodu w następujących słowach: „Celem liberalizmu jest likwidacja państw narodowych oraz utworzenie na podstawie zachodnich norm i reguł Rządu Światowego. Na takim stanowisku stoi […] Partia Demokratyczna w Stanach Zjednoczonych, a także większość rządzących w Europie. To globalizm” (Aleksander Dugin, „Manifest Wielkiego Przebudzenia i pisma czasu wojny”, Warszawa 2022, str. 134). 

Jakie szanse miałaby Polska w globalistycznym projekcie? „Zachód stara się urzeczywistnić coś, o czym Związkowi Radzieckiemu nawet się nie śniło: całkowicie przenieść świat realny do wirtualnego, zmusić ludzi do emigracji w przestrzeń cyfrową, do mutacji prowadzących do cyfrowej chmury, łączenie człowieka z maszyną, inżynierii genetycznej i przekazania absolutnej władzy sztucznej inteligencji” (tamże, str. 114). Czy w takiej sytuacji można odwoływać się wzorem wczesnych poglądów Dmowskiego do liberalnej etyki anglosaskiej? Na polskiej scenie politycznej odwołuje się do niej Sławomir Mentzen, szef „Nowej Nadziei” a wcześniej czynił to Janusz Korwin-Mikke. A może nawiązując do okresu „japońskiego” u Dmowskiego przyjąć etykę bardziej wspólnotową, charakterystyczną dla tzw. „ruchów tożsamościowych”? W wersji klasowej odpowiadałaby ona (politycznie wymarłej?) klasycznej lewicy. Teoretycznie zostaje jeszcze etyka katolicka. Na scenie politycznej reprezentuje ją (retorycznie lub nie) Grzegorz Braun. Cała i gotowa w podręcznikach teologii moralnej oraz  tradycyjnym nauczaniu społecznym Kościoła jest kłopotliwa, ponieważ wymaga wiary (życia sakramentalnego), której w zlaicyzowanym społeczeństwie brakuje. Zwolennikowi etyki katolickiej w życiu publicznym pozostaje wspólna z niewierzącymi płaszczyzna naturalnego rozumu (filozofii), którą też wykorzystuję w niniejszym, w istocie apologetycznym tekście.  Pominięte w wyliczeniu siły polityczne traktuję, jako „globalistyczne” i tak jak Aleksander Dugin uważam za błąd mieszanie ich z jakąkolwiek etyką.

Etyka „japońska” dla Polaków?  

W koncepcji Aleksandra Dugina, podobnie jak dawnych koncepcjach Dmowskiego, Rosja  stanowi odrębną  cywilizację szukającą własnej drogi w ideowej opozycji do Zachodu. „Możliwość zachowania światowej hegemonii Stanów Zjednoczonych nie zależy już od orientacji elit rządzących tym krajem. Chiny i Rosja stały się do tego stopnia oczywistymi suwerennymi podmiotami geopolitycznymi i cywilizacyjnymi, że nie sposób już temu zaprzeczać” (tamże, str. 74). Rosyjski filozof szuka zatem dla Rosji ideowych podstaw jej odrębności, inspirując się szerszym zjawiskiem  „wielkiego przebudzenia”, polegającego na proteście mas przeciwko liberalnemu, globalistycznemu establishmentowi. Szukając podstawy dla ruchów tożsamościowych Dugin ostro kontrastuje platonizm z zachodnim nominalizmem, w którym słusznie upatruje źródeł nowożytnego Zachodu.

„Korzenie systemu liberalnego (kapitalistycznego) tkwią w scholastycznym sporze o uniwersalia. Spór ten podzielił katolickich teologów na dwa obozy, z których jeden uznawał istnienie ogólności (rodzaju, gatunku, uniwersaliów), a drugi sądził, że istnieją wyłącznie odrębne, konkretne i indywidualne przedmioty, których nazwy traktował w kategoriach zewnętrznych, umownych systemów klasyfikacji, pozbawionych wewnętrznej treści” (tamże, str. 20). „Nominalizm stał się w przyszłości fundamentem liberalizmu w ideologii i gospodarce. Człowieka traktował wyłącznie jako jednostkę i nic więcej, zaś wszelkie formy tożsamości zbiorowej (religia, grupa społeczna itd.) miały zostać unieważnione. Również rzeczy rozpatrywano w kategorii absolutnej własności prywatnej, konkretne jednostkowe przedmioty, które bezspornie można przypisać indywidualnemu właścicielowi. Nominalizm dominującą pozycję zdobył sobie przede wszystkim w Anglii, a następnie  upowszechnił się w krajach protestanckich, stopniowo stając się filozoficzną matrycą Nowożytności w sferze religii (indywidualne relacje człowieka z Bogiem), nauki (atomizm i materializm), polityce (zalążki demokracji burżuazyjnej), gospodarki (rynek i własność prywatna), etyki (utylitaryzm, indywidualizm, relatywizm, pragmatyzm) itd.” (tamże, str. 21) „Dzięki epoce zdobyczy kolonialnych, w XX wieku zachodnioeuropejski kapitalizm stał się rzeczywistością globalną. Podejście nominalistyczne zdobyło pozycję dominującą w nauce i kulturze, w polityce i gospodarce, w powszechnym sposobie myślenia ludzi Zachodu i całej ludzkości znajdującej się pod jego wpływem” (tamże, str. 23).

Socjalizm, nacjonalizm, faszyzm, czy komunizm należą w takiej optyce do wewnętrznej, modernistycznej reakcji na indywidualizm i nominalizm. Obecny etap tej reakcji wyzwala „wielkie przebudzenie”, które w obrębie idei nowożytnego Zachodu nie ma dostatecznych podstaw. „Burżuazyjne narody powstałe u progu nowożytności stanowią fundament burżuazyjnej cywilizacji. Cywilizacja ta niszczy i likwiduje wszystko, co sama wczoraj stworzyła, lecz wykorzystuje bariery wynikające z tożsamości narodowych, by utrzymywać stan konfliktu wśród ludzkości przeciwstawiającej się globalistom […] Oznacza to, że w poszukiwaniu platformy dla Wielkiego Przebudzenia zrodzonego w Stanach Zjednoczonych powinniśmy sięgać poza granice amerykańskiego społeczeństwa […] i szukać natchnienia w innych cywilizacjach, przede wszystkim nieliberalnych ideologiach samej Europy” (tamże, str. 41).

Arystoteles a sprawa polska

Dugin za Platonem postuluje istnienie bytów powszechnych (uniwersaliów), będących zarazem odniesieniami wyrażeń ogólnych i bytami idealnymi. Z punktu widzenia tradycji Arystotelesowskiej jest to połączeniem w jedno trzech odrębnych zagadnień. Wielu myślicieli nie odróżnia bowiem tego, co z jednej strony jednostkowe od tego, co  konkretne, a z drugiej strony tego, co ogólne od tego, co abstrakcyjne. „To co jednostkowe, jest niepowtarzalne, a to co ogólne, może występować w wielu przypadkach. To co abstrakcyjne jest zależne ontologicznie [niesamodzielne – przyp. W.K.], a to co konkretne, do swojego istnienia nie wymaga żadnego innego bytu” (Paweł Rojek, „Tropy i uniwersalia. Badania ontologiczne”, Warszawa 2019, str. 10). Zapoznawszy, że „platonizm jest ukrytym nominalizmem” (tamże, str. 54) rosyjski myśliciel ostatecznie przeciwstawia sobie dwie strony tego samego medalu, czyli platonizm vs nominalizm. „Ci, którzy przekonani byli o istnieniu ogólności i gatunkowości opierali się na klasycznej tradycji Platona i Arystotelesa. Zaczęli określać się mianem realistów, czyli tych, którzy uznawali realność uniwersaliów. Ich najbardziej znanym przedstawicielem był Tomasz z Akwinu, a także cała tradycja zakonu dominikanów. Zwolennicy przekonania, że realne są jedynie odrębne przedmioty i istoty, określili się mianem nominalistów” („Wielkie Przebudzenie…”, str. 21).

Historycznie rzecz biorąc św. Tomasz i Arystoteles byli umiarkowanymi realistami. Nominaliści przeciwstawiali się franciszkańskiej, platonizującej szkole Dunsa Szkota, a nie umiarkowanemu tomizmowi dominikanów. To istotne szczegóły, które zacierają się w narracji  Dugina. Często pisze on po prostu o „tożsamości zbiorowej” nie precyzując, co ma na myśli: znane wielu rosyjskim filozofom m.in. Włodzimierzowi Sołowjowowi, czy Pawłowi Florenskiemu  konkretne uniwersalia Hegla; czy też coś innego, na przykład abstrakcyjne uniwersalia platoników lub abstrakcyjne partykularia tradycji arystotelesowsko – tomistycznej. „Teza o jednostkowości własności była oczywista dla filozofów kontynentalnych, którzy pośrednio – przez Franca Brentana, który w młodości był dominikaninem – wywodzili się z tradycji scholastycznej […] Inaczej było w filozofii anglosaskiej” (Paweł Rojek, „Tropy i uniwersalia…”, str. 13).

W zasadzie brak wyartykułowania umiarkowanego stanowiska Arystotelesowskiego nie dziwi, jeżeli się pamięta, że spośród wschodnich Ojców Kościoła tylko św. Jan Chryzostom był Arystotelikiem. Platonizującemu Wschodowi stale grozi staczanie się w gnozę lub w nieokreślony mistycyzm, charakterystyczny dla prawosławia i samego Dugina. „Chłodna analiza czasów wojny niezauważalnie ustępuje nie tyle zderzeniu cywilizacji, co scenariuszowi apokaliptycznemu. Na pierwszy plan wychodzą czynniki, które – jak się wydawało – dawno już znalazły się na społecznych peryferiach: prawosławie, uniatyzm (kościół unicki? – W.K.), rozłam, katolicyzm, a nawet satanizm. Dochodzi do starcia już nie ideologii, lecz rzeczywistości czysto duchowych” („Wielkie Przebudzenie…”, str. 124).

Wybitny polski logik Stanisław Leśniewski, według relacji Józefa Bocheńskiego, wymyślał na dwie grupy ludzi: na tych, co wierzą w Boga, oraz na tych, co wierzą w klasy (powszechniki). Ateista Leśniewski był zdeklarowanym nominalistą. Duginowi jako odżegnującemu się od nominalizmu (i od całej filozofii analitycznej, którą błędnie z nominalizmem utożsamia) pozostaje wierzyć w Boga, lub wierzyć w klasy. Bóg jest bowiem (z zachowaniem analogii) jednostkowym konkretem a nie ogółem a tym bardziej abstraktem. Jest to zresztą powód dla którego Arystoteles mógł wykazać istnienie Boga, co dla żadnego nominalisty, czy platonika nie jest możliwe (vide: „nominalizm jest ukrytym platonizmem”). Nota bene ponieważ dogmatem Kościoła katolickiego ogłoszonym na I Soborze Watykańskim (1869-1870) jest, że „Boga można poznać w sposób pewny samym przyrodzonym rozumem bez pomocy łaski”, katolik nie może wierzyć w jakiekolwiek samoistne klasy. Z faktu tego doskonale zdają sobie sprawę logicy, jak choćby wspomniany Leśniewski, niezależnie od wyznania.

Niestety nie jest jasne, w co Dugin wierzy. Być może wierzy w jakieś klasy. Jak Roman Dmowski z okresu „japońskiego”, który upatrywał patriotyzmu w niezależnym od woli jednostki  związku moralnym z narodem. Dmowski był wtedy zafascynowany wspólnotową etyką Japończyków. Dugin zaś pisze o „duszy rosyjskiej”, niby o heglowskim powszechniku (jak Sołowjow?) tak, że jesteśmy już blisko marksistowskiej „uświadomionej konieczności” i innych niepokojących wynalazków współczesności. Globalistyczny ład również zakłada  niezależny od woli jednostek moralny związek z przyrodą, z ludzkością, z postępem itd.; możliwości tworzenia hipostaz są tu nieograniczone. Zarazem jednak Rosjanin pisze o Chrystusie, który nie jest powszechnikiem a  którego najzwyczajniej w świecie można odrzucić:

„Najpierw epidemia, po niej wojna. Staliśmy się nie tylko świadkami, ale także aktywnymi uczestnikami Apokalipsy. Od tego, kto kontroluje Ukrainę, zależy nie tylko los Heartlandu, lecz także Ducha. Albo ta część świata znajdzie się pod omoforionem Chrystusa i Jego Matki Najczystszej, albo pozostanie pod władzą szatana, który znacznie wzmocni swoje panowanie nad tym, co stanowi kolebkę naszej rosyjskiej państwowości Cerkwi i kultury” (tamże). Wydaje się zatem, że u Dugina nie ma koniecznego związku moralnego między naturą człowieka a naturą Boga, który nota bene postuluje teologia II Soboru Watykańskiego (wszyscy jesteśmy zbawieni vel natura to łaska) i we własnej wersji globalizm. Niejasność stanowiska rosyjskiego myśliciela można tłumaczyć jego platonizmem oraz brakiem w tradycji prawosławnej teologii uprawianej w naukowy sposób.

Najlepsza cywilizacja dla Polaków?

Nie zmianie to faktu, że ostatni cytat brzmi niczym „Rozmyślenie o dwu sztandarach” z Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Polskim elitom bardzo by się przydało regularne odprawianie klasycznych rekolekcji ignacjańskich. Byłoby to zaczerpnięcie z samego źródła formacji duchowej, kulturowej i cywilizacyjnej, odpowiadającej za tożsamość polską, a zarazem czerpaniem z owych nieliberalnych tradycji Europy. Możemy bowiem powiedzieć o sobie to samo, co Dugin pisze o Rosjanach: „Społeczeństwo nasze zostało przeniknięte zachodnimi technologiami, metodologiami, normami, know-how, a nawet wartościami. I to wymaga radykalnej zmiany. Kto miałby jej dokonać? Ludzie, których ukształtowała pieriestrojka w liberalnych i przestępczych latach 1990?  […] Współczesna Rosja żyje wyłącznie inercją resztek paradygmatu radzieckiego, a wszystko pozostałe to czysto liberalne zapadnictwo” (tamże, str. 126).

Jeżeli ktoś poczuwa się do bycia Polakiem, powinien rozumieć o jaką stawkę idzie gra. Nawet na płaszczyźnie czysto politycznej jest ona bardzo wysoka. „Na zachodzie istnieje też inna wpływowa szkoła w stosunkach międzynarodowych – realizm. Zgodnie z nim, państwo narodowe pozostaje niezbędnym elementem ładu światowego, ale suwerennością dysponują wyłącznie te państwa, które są w stanie osiągnąć określony, wysoki poziom rozwoju […] prawie zawsze czynić to kosztem innych. Gdy liberałowi widzą przyszłość pod władzą Rządu Światowego, realiści wyobrażają sobie ja pod rządami sojuszu czołowych mocarstw zachodnich, które ustanawiać będą w swoich interesach globalne reguły. Tu też […] Państwo – Cywilizacja i świat wielobiegunowy są kategorycznie negowane” (tamże, str. 134).

Dugin trafnie definiuje samą istotę sporu: „W oczach zwolenników wielobiegunowości Zachód również jest Państwem – Cywilizacją, a nawet dwoma – północnoamerykańskim i europejskim. Jednak intelektualiści Zachodu się z tym nie zgadzają; nie mają do tego odpowiedniej bazy teoretycznej – znają tylko liberalizm i realizm, a wielobiegunowość jest im obca […] Dopóki Zachód kategorycznie odrzuca wielobiegunowość i samo pojęcie Państwa – Cywilizacji, rozmowa z nim prowadzona będzie wyłącznie przy pomocy języka siły, od starć zbrojnych do blokad ekonomicznych, wojen informacyjnych, sankcyjnych i innych” (tamże).

Amerykańscy realiści John J. Mearsheimer i Sebastianem Rosato potwierdzają tezy Aleksandra Dugina, że nie cywilizacje jako takie odpowiadają za konflikty zbrojne.  „W rzeczywistości to narody a nie cywilizacje są największymi grupami społecznymi, wobec których ludzie wykazują szczególną lojalność. Nacjonalizm a nie cywilizacjonizm – czymkolwiek by nie był – jest najpotężniejszą ideologią polityczną na naszej planecie. Trudno się zatem dziwić, że dane empiryczne nie potwierdzają tezy jakoby konflikty we współczesnym świecie wynikały w dużej mierze z różnic cywilizacyjnych” („Jak myślą państwa. Racjonalność w polityce zagranicznej”, 2024,  str. 87). Realizm polityczny w różnych swoich wersjach uznaje ideologie państwowe, niezależnie od ich charakteru (liberalizm, komunizm, nacjonalizm, faszyzm itd.) za czynnik nietłumaczący stosunków międzynarodowych (zob. np. Kenneth N. Waltz „Człowiek, państwo, wojna”, Kraków 2023). Wiele zatem wskazuje, że tak właśnie jest. Nie mamy zatem cywilizacyjnego powodu do wojny, która zawsze wynika ze starcia konkretnych interesów politycznych.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie…

Uważam za konieczne, aby wraz z Duginem „zastanowić się z pełną powagą nad alternatywą wobec liberalizmu, a następnie przekształcić rywalizację geopolityczną […] w całościowe zderzenie cywilizacji, w wojnę idei. Aby to zrobić musimy sformułować naszą Ideę, naszą ideologie i otwarcie ją liberalizmowi przeciwstawić. Nie możemy nadal wykręcać się i udawać, jak robimy to dziś” („Wielkie Przebudzenie…”, str. 116).  Sądzę, że Polska niczego nie traci na powrocie do scholastyki, której bynajmniej sobie nie przyswoiła. Podobnie jak niczego nie traci na krytycznym (nie mylić z bezmyślnym) odrzuceniu ideologicznego dorobku nowożytności, jakiego dokonuje rosyjski myśliciel. Można za to odzyskać i pogłębić tożsamość, czyli utrwalić formację, która nas definiuje jako jednostki, jako ludzi, jako Polaków.

Wielu myślicieli (np. Alain de Benoist, Alfred N. Whitehead, Józef M. Bocheński, Edward Hallett Carr) uważało, że Nowożytność jest w taki, czy inny sposób zlaicyzowanym produktem średniowiecznej Christanitas. W takim ujęciu globalizm jest świecką wersją katolicyzmu. Niektórzy odnosili się do tego krytycznie (np. poganin de Benoist) a inni aprobująco (np. katolik Bocheński). Nie zmienia to prawdy, że mamy do czynienia z wynikiem przygodnego rozwoju a nie z historyczną koniecznością. Według Józefa Bocheńskiego historię myśli charakteryzuje prawo powrotu, czyli odradzenie się podstawowych stanowisk filozoficznych w ciągle zmieniających się kontekstach historycznych (por. Józef Bocheński: „Zarys historii filozofii”, Komorów 2009).  Może właśnie, jako świadkowie Wielkiego Przebudzenia, obserwujemy taki powrót?

Wiek XX był wiekiem Arystotelesa w filozofii i nauce (niektórych zdziwi, że również w biologii oraz fizyce). Rozpoczął go jeszcze wiek XIX wynalezieniem logiki matematycznej, obalającej subiektywistyczne nastawienie nowożytnej filozofii. Mieli w tym przewrocie udział także Polacy np. Alfred Tarski ze swoją semantyczną definicją prawdy. Wątpiący powinni przeczytać monografię Enrico Bertiego „Arystoteles w XX wieku” (Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2015): „filozofia Arystotelesa jest jedynym być może w dziejach przypadkiem systemu otwartego, czyli filozofii, która z jednej strony jest prawdziwym systemem, czyli rozbudowanym i organicznym układem części, charakteryzujących się znacznym zróżnicowaniem wewnętrznym, ale zarazem pewną jednością, a z drugiej strony, jest systemem otwartym, to znaczy zdolnym przyjmować uzupełnienia, znajdującym wielorakie zastosowania w związku z jego wielką wszechstronnością, o której świadczy niezwykła trwałość oraz silna obecność w filozofii XX wieku […]. Można z niej bowiem czerpać pojęcia, kategorie, rozróżnienia, doktryny znajdujące najprzeróżniejsze zastosowania, w najprzeróżniejszych kierunkach, zarówno filozoficznych, jak i naukowych, zarówno teoretycznych, czyli logiczno-metafizycznych jak i praktycznych, czyli etyczno – politycznych, by nie wspomnieć o zastosowaniach w celach poetyckich i retorycznych” (tamże, str. 277).

Arystotelizm z nawiązką spełnia wymagania Dugina: „Filozofia to delikatny teren. Trzeba głęboko zanurzać się w wielkich systemach myśli Wschodu i Zachodu i wznosić się na wyżyny teologii, rozmyślać o bycie i materii, o korzeniach człowieka i pochodzeniu świata” („Wielkie przebudzenie …” tamże, str. 152).  Filozofa klasyczna daje szerokie pole do dyskusji oraz do definiowania własnej tożsamości oraz własnej polityki. Nie odrzuca a priori koncepcji narodowych, czy ekonomicznych nawet, gdy je zidentyfikuje, jako reakcję w ramach obcych sobie prądów. Daje pole i narzędzia do analizy skutków zmian religijnych, politycznych, czy ekonomicznych i to w dowolnych ich aspektach.

W obliczu nadchodzącej III wojny światowej …

Obawy budzi nowoczesna inżynieria społeczna. Co będzie jeśli dyskusja zostanie uniemożliwiona skuteczniej niż ograniczano przekazywanie informacji przez „żelazną kurtynę” za czasów tzw. zimnej wojny? Już obecnie godna tego miana nauka, czy filozofia nie przebijają się do świadomości elit. Politycznie świat zmierza do podobnego podziału, tym razem na Zachód i „globalne południe”. Granice na naszych oczach klarują na Ukrainie i Bliskim Wschodzie. Niewątpliwie USA będą chciały oderwać jak najwięcej „wybrzeża” od azjatyckiego Heartlandu, żeby maksymalnie osłabić swego przeciwnika. Udało się to już zrobić z Europą; przyszła kolej na Indie oraz Bliski Wschód. Jeżeli technologia pozwoli, możemy obudzić się w całkowicie orwellowskim świecie, odseparowanych od siebie potęg, których „ministerstwa pokoju” będą prowadzić ciągłe działania wojenne, „ministerstwa prawdy” nieustannie fałszować wszelkie informacje, „ministerstwa miłości” inwigilować i wykonywać egzekucje a „ministerstwa obfitości” utrzymywać obywateli w poczuciu ciągłego niedostatku spowodowanego działaniami wojennymi, pseudoekologią, kosmitami albo jakąkolwiek ideą, sprzedawaną ludziom jako rzeczywistość.

Gdyby technologia nie stanęła na wysokości zadania, możliwe będzie przenikanie idei między wrogimi blokami z niewiadomymi tego skutkami. Trudno powiedzieć, jakie skutki na szybko laicyzującej się po 1989 roku Polsce wywołałoby na przykład silniejsze zetknięcie się z prawosławiem, czy nawet konfucjanizmem. Może pozytywne, skoro cywilizacje nie powodują wojen z konieczności. Prawosławie charakteryzuje się pięknem, lecz jest pozbawione intelektualnej treści. Obecny „posoborowy” Kościół katolicki jest jednak pozbawiony zarówno formy jak i treści, choć obie ma zakumulowane w swojej tradycji. Zderzenie byłoby zatem ciekawe, niekoniecznie powtarzając smutne doświadczenia Unii Brzeskiej. W sferze ducha nie powinno się używać siły, co jest zgodne z polską tradycją, lecz rozumu (tj. argumentów i perswazji), z czym w naszej tradycji bywało już różnie. Już teraz obserwujemy, że tradycjonalistyczne Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X (FSSPX ) działa z powodzeniem na Białorusi.

Na Ukrainie rządzą zaś zachodnie wartości LGBTQ a politycznie niepożądanym cerkwiom po prostu zakazuje się działać. Granice cywilizacji mogą się zatem zaskakująco przesuwać. „Wreszcie, Europa Wschodnia. Członkostwo krajów tego regionu w NATO również stanowi dla Wielkiej Rosji duży problem. Wiele z tych państw jest z nami głęboko związanych: niektóre poprzez słowiańskość, inne przez prawosławie, a jeszcze inne przez eurazjatyckie korzenie. Jednym słowem, to nasze bratnie narody. A są w NATO … To wbrew logice. Lepiej żeby były przyjaznym mostem między nami a Europą Zachodnią. Nie byłby wtedy potrzebny Gazociąg Północy – 2 […] Dziś odgrywają one rolę kordonu sanitarnego, klasycznego narzędzia geopolityki anglosaskiej wykorzystywanego do dzielenia kontynentalnej Europy i rosyjskiej Euroazjii” (tamże, str. 103).

Gazociąg Północy już nie istnieje. Dzięki nieocenionemu ministrowi Radosławowi Sikorskiemu wiemy nawet dlaczego nie istnieje. Może najwyższy czas, aby położenie Polski dało wreszcie geograficzną dywidendę zamiast ciągłego rachunku start, który potem będziemy tradycyjnie mitologizować oraz czcić? Mogłoby się tak stać w ramach chińskiego projektu The Belt and Road. Rozważając możliwości przytaczam na zakończenie nadzieje Dmowskiego: „Nie dzieliliśmy wielkich sukcesów Europy – sprawiedliwość wymaga, żebyśmy i jej klęsk teraz nie dzielili. Ten, kto nie był dopuszczony do uczty, nie powinien brać udziału w płaceniu za nią rachunku” („Świat powojenny i Polska”, Warszawa 2020, str. 297).

Włodzimierz Kowalik

Myśl Polska, nr 41-42 (6-13.10.2024)

Artykuł Kowalik: Dugin a sprawa polska pochodzi z serwisu Myśl Polska.

czytaj cały artykuł...

Więcej artykułów od mysl-polska.pl